powrót do strony tytułowej | O rodzinie Kawieckich i nie tylko | Galerie zdjęć |
Ks. Franciszek Kawiecki W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, proboszcz Kawiecki ogłosił publicznie pomysł zbudowania nowego, murowanego
kościoła. Parafianie i władze lokalne odnieśli się do tego życzliwie. Plac, na którym stał dotychczasowy drewniany kościółek
był niewielki, tak, że nowy obiekt zaczęto projektować w ten sposób, by nie naruszyć harmonijnego układu otoczenia. Podczas niemieckiej okupacji niewielu było ludzi, którzy nieśli pomoc i ratunek brwinowskim Żydom. Ludzie bali się, bo
wiedzieli, co za to grozi. Jednak znaleźli się i tacy, którzy ryzykując własnym życiem i życiem swojej rodziny ratowali Żydów
od niechybnej śmierci. Bez wątpienia należał do nich ksiądz Franciszek Kawiecki, który z pomocą swojej siostry Zofii uratował
starszą Żydówkę i jej wnuczkę. Pomagał w tym ksiądz Jan Górny, późniejszy proboszcz parafii św. Kazimierza w Pruszkowie. Ksiądz Kawiecki był proboszczem do 1958 roku, czyli przez 40 lat. To ewenement. Nikt spośród proboszczów, w całej
Archidiecezji Warszawskiej nie pełnił tak długo tej funkcji.
To świadczy niezbicie, że był kapłanem bardzo cenionym przez warszawskich biskupów i pewnie gdyby dopisywało mu zdrowie,
dalej niósłby słowo boże, jako proboszcz.
Tymczasem, w 1957 roku jego stan zdrowia nagle pogorszył się. Proboszcz zachorował na serce i nie mógł dalej pracować,
także rok później, mając 72 lata przeszedł na zasłużoną emeryturę, a nowym proboszczem został Tadeusz Zakrzewski. Ksiądz Franciszek Kawiecki był bez wątpienia postacią wyjątkową. W czasie zawieruchy dziejowej był orędownikiem ciągłości
tradycji i pamięci narodowej, a jego osobista postawa dawała ludziom otuchę i wiarę w przetrwanie. Ksiądz Kawiecki pozostawił
po sobie trwały ślad w sercach i umysłach wielu brwinowskich pokoleń, albowiem niósł nie tylko słowo boże, lecz także dawał
ludziom przykład patriotyzmu i niezwykłej odwagi. Teraz, z perspektywy prawie całego wieku widać jak znaczną rolę odegrał w
życiu brwinowskiej społeczności.
Proboszcz parafii św. Floriana w Brwinowie
40 lat duszpasterzowania 1919 - 1958
Wspomnienie
W marcu bieżącego roku przypada 50 rocznica śmierci księdza proboszcza, zatem godne jest przypomnienie jego sylwetki,
albowiem Franciszek Kawiecki był nie tylko wieloletnim proboszczem brwinowskiej parafii i niezwykle szlachetnym człowiekiem,
lecz także nauczycielem, znanym społecznikiem, oraz tym, który zastał w Brwinowie kościół drewniany a zostawił murowany.
Ksiądz Franciszek Kawiecki urodził się 14 sierpnia 1886 roku w Warszawie. Jego rodzice - Marcjanna z Kiejczów i Ignacy
Kawieccy posiadali ośmioro dzieci, czterech chłopców i cztery dziewczynki. Jest wiadomo, że ojciec księdza mieszkał od 1872
roku w Warszawie, a w roku 1884 przeprowadził się wraz rodziną na ulicę Wiejską 11, gdzie dwa lata później przyszedł na świat
przyszły proboszcz Brwinowa.
Nie wiadomo, gdzie ksiądz chodził do szkół i gdzie kończył gimnazjum, zapewne również w Warszawie. Wiadomo natomiast, że w
roku 1905 wstąpił do Seminarium Metropolitarnego, a 5 lat później otrzymał święcenia kapłańskie. Od roku 1910 - do 1912 był
wikarym w parafii w Tomaszowie Rawskim (dziś Mazowieckim,) później w parafii w Żyrardowie. W roku 1914 został proboszczem we
wsi Dobra, w małej wiosce położonej między Łodzią a Strykowem. Rok po zakończeniu I wojny światowej ksiądz Kawiecki przybył
do Brwinowa, i mając zaledwie 33 lata objął probostwo po zmarłym księdzu Stefanie Sikorskim.
Z chwilą nastania, ksiądz zyskał od razu sympatię brwinowskich parafian, między innymi, dlatego, że jego homilie były
nietradycyjne. Mówiło się, że trafiały do wszystkich, nawet do prostego ludu. Innowacją również było to, że ksiądz wplatał
niekiedy polskie słowa w trakcie celebracji mszy świętych, które odprawiano tylko po łacinie, a także częste odprawianie mszy
nie przy głównym ołtarzu, lecz przy ołtarzach bocznych. Było to, jak na owe czasy bardzo nowatorskie.
Tego samego roku, tj. w 1919, ksiądz Kawiecki znalazł na plebanii pośród starych dokumentów nieduży, wyblakły skrawek
pergaminu. Widniał na nim prawie nieczytelny tekst łaciński. Jednakże księdzu udało się przetłumaczyć małą wzmiankę, że: … we
wsi Brwinowo nie ma parafii ani kościoła… msze święte w stodole odprawują. Ta informacja pochodzi od śp. prof. Kazimierza
Elwertowskiego, nauczyciela i mieszkańca Brwinowa, który widział tenże dokument. Niestety, pergamin gdzieś zaginął. Według
księdza Kawieckiego i prof. Elwertowskiego był to urywek odpisu (kopii) donacji książęcej Konrada I Mazowieckiego pochodzący
z 1223 roku. Książe nadał wówczas biskupom poznańskim prawa własności do trzech mazowieckich wsi, między innymi wsi Brwinowo.
Ale to nie koniec niespodzianek. Również tego samego roku, w sąsiednim Milanówku powołano nową szkołę. Było to
Humanistyczne Gimnazjum Koedukacyjne. Księdzu Kawieckiemu zaproponowano nauczanie religii we wszystkich klasach, oraz języka
łacińskiego w klasie IV. Propozycja została przyjęta. Warto dodać, że w tym samym gimnazjum i w tym samym czasie uczyły trzy
mieszkanki Brwinowa, panie - Jadwiga Warnkówna, Maria Poczobutowa i Stanisława Członkowska.
Z czasem ksiądz stał się na tyle osobą popularną, że zaczęto zapraszać go do brwinowskiego towarzystwa. Ponieważ lubił grać
w szachy bywał często w dworku Bartkiewiczów, natomiast w skata grano początkowo w pałacu Wierusz Kowalskich, a potem u wójta
Stanisława Kowalewskiego. Były również domy nielubiane. Do takich należał dom Lilpopów w Wilhelmowie, potem w Stawisku, do
przesady udekorowane zwierzęcymi głowami. Księdza awersja do tych domów znana była powszechnie, albowiem wiadomo było, że
proboszcz kochał zwierzęta i nie znosił myśliwskich trofeów.
Od 1920 roku ksiądz Kawiecki pełnił w gminie Helenów, później Brwinów, funkcję Prezesa Dozoru Szkolnego. Była to gminna
struktura przypominająca dzisiejszą Komisję Kultury, Oświaty i Sportu. Funkcję te piastował do września 1939 roku. Warto
dodać, że ksiądz posiadał na plebanii nieźle wyposażoną bibliotekę. Niektóre pozycje zachowały się nawet do dziś i znajdują
się w bibliotece parafialnej.
Historia budowy kościoła św. Floriana
Budową kościoła zajął się inżynier Mieczysław Wołkowiński, architekt z Warszawy. Wiosną 1927 roku jego projekt wystawiono
na tablicy ogłoszeniowej, tuż przed kościołem i każdy mógł zobaczyć jak będzie wyglądała przyszła, brwinowska świątynia.
Niestety, projekt od samego początku wzbudzał kontrowersje wśród wielu parafian. Spotkał się nawet z dezaprobatą kilku
brwinowskich radnych. Ogólnie chodziło o to, że mieszkańcom nie podobała się zewnętrzna bryła kościoła - była według nich
zbyt prosta, ciężka i za duża. Jednakże mimo licznych protestów projekt przeszedł bez poprawek i został zrealizowany.
18 maja 1927 roku odbyło się przed starym kościółkiem uroczyste nabożeństwo i wmurowanie kamienia węgielnego. Mszę
koncelebrował ksiądz proboszcz Franciszek Kawiecki, pomysłodawca i inicjator budowy, oraz czterech zaproszonych księży.
Początkowo wszystko wskazywało, że nic się nie może przeciwstawić tak zbożnemu celowi. Tymczasem w 1929 roku cały
kapitalistyczny świat ogarnął gigantyczny kryzys finansowy. Na giełdach światowych, oraz w kraju zapanował krach i galopująca
inflacja. Wartość złotówki spadała z dnia na dzień, szalało bezrobocie i w konsekwencji pojawił się głód. Ksiądz Kawiecki
widząc, co się wokół dzieje śpieszył z robotami, by uciec przed rosnącymi cenami, lecz niestety to się nie udało. Otrzymane z
gminnej kasy spore dotacje, oraz zebrane pieniądze od parafian, szybko straciły na wartości i rozeszły się w lot. Prace
budowlane trzeba było wstrzymać.
Nowe szanse pojawiły się dopiero po 2 latach. Oto właściciele brwinowskich dóbr - rodzina Wierusz Kowalskich - zaoferowała
pomoc i przekazała na kościół 5 tysięcy złotych. Było to sporo. Jednak ze względów na chybotliwe ceny, plan budowy rozłożono
na kilka etapów.
W pierwszym etapie przystąpiono do wykończenia wysokiej wieży z dwoma dzwonami. W drugim przystąpiono do budowy bocznych naw.
Pomysł tej budowy okazał się dosyć ciekawy - otóż mury tak budowano, by nowe otwory okienne wypadały na wprost witraży
istniejącego kościółka, zatem wewnątrz było widno. W trzecim etapie zbudowano przedsionki, zakrystię i prezbiterium.
Stary kościółek czynny był cały czas. Wszelkie uroczystości kościelne, w tym msze, chrzty, śluby i pogrzeby przebiegały bez
zakłóceń. Taki stan trwał aż 10 lat, czyli do zakończenia budowy, to jest do końca 1937 roku. Moja mama czasami wspominała,
że kiedy w 1931 roku szła do ślubu, wszyscy wchodzili do kościółka gęsiego, po grubej, szerokiej desce tuż nad głębokim
wykopem.
Otrzymane pieniądze nie pokryły wszystkich wydatków, przeto ksiądz Kawiecki szukał w dalszym ciągu osób zamożnych,
szczodrych i filantropijnych, i … znalazł. Była to również mieszkanka Brwinowa - pani Alicja Mińska, niezwykle zamożna osoba,
współwłaścicielka dziennika „Kuriera Warszawskiego” i przyjaciółka Zygmunta Bartkiewicza. To za jego namową pani Mińska
ufundowała komplet drzwi, 15 witraży i duży zegar na wieży. Koszty były niebagatelne.
Z wyposażenia starego kościoła pozostało prawie wszystko, między innymi cztery zabytkowe ołtarze boczne - św. Floriana, św.
Stanisława, św. Antoniego i św. Rocha; ołtarz główny pochodzący z pierwszej połowy XVIII wieku z obrazem Matki Boskiej
Częstochowskiej w sukni z blachy srebrnej, a także ambona rokokowa zwieńczona figurą św. Andrzeja Apostoła; barokowa nastawa
chrzcielnicy z grupą rzeźb przedstawiających chrzest Chrystusa pochodząca z XVIII wieku, oraz dwa krucyfiksy późnogotyckie
pochodzące z XVI i XVII wieku. Warto dodać, że jednym z najstarszych zabytków kościoła jest kamienna kropielnica, która stoi
opodal głównego wejścia. Proboszcz Kawiecki wspominał, że pochodzi z XIV wieku.
Podczas budowy przeniesiono z wnętrza kościoła dwa bardzo stare, murowane grobowce należące do brwinowskich kolatorów -
wymarłej rodziny szlacheckiej Zerków i rodziny Kazimierza hrabiego Kotowskiego, radcy Księstwa Warszawskiego i Marszałka
Sejmiku Błońskiego. Prochy zmarłych, oraz nagrobne klepsydry przeniesiono do krypt pod kościołem.
W okresie pogodnego lata 1937 roku cieśle rozebrali całkowicie drewnianą konstrukcję dachową i przystąpili do stemplowania
i deskowania szalunku pod żelbetowy strop kasetonowy. Trzeba nadmienić, że przy wszystkich pracach ciesielskich i budowlanych
wykorzystywano drewno ze stopniowo rozbieranego kościółka.
Gdy wreszcie wylano beton i stwardniał strop, robotnicy przystąpili do rozbiórki pozostałych, drewnianych ścian. Potem
murarze przystąpili do wykańczania i tynkowania obszernego wnętrza. Nowy kościół, w porównaniu z innymi na Mazowszu odznaczał
się wybitnie dużymi witrażami i niezwykłą jasnością wnętrza. Okazało się również, że posiada dobrą akustykę i ma starannie
zaprojektowaną wentylację. W stropach, do dziś znajdują się cztery otwory z kratkami wentylacyjnymi nad prezbiterium i
czterema kratkami w dużym suficie. Ta wentylacja posiadała ciąg naturalny i była wyprowadzona na poddasze, a z prezbiterium
ponad dach, na zewnątrz. Dach kościoła pokryto ciemnowiśniową dachówką, tzw. holenderką, a obecnie blachą cynkową.
Człowiek wielkiego serca
Pod koniec 1943 roku na brwinowskiej parafii wydarzył się dramatyczny incydent. Pewien szmalcownik, polski kolejarz, wraz
ze swoim sąsiadem volksdeutschem donieśli na księdza proboszcza, że przechowuje Żydów. Obaj mieszkali na tak zwanym „Żabim
Skrzeku”, czyli w rejonie ulic Żółwiej i Żurawiej.
Zaraz po donosie, brwinowskie Schupo zrobiło nalot i rewizję w całej plebanii. Żandarmi zamknęli księży w osobnym
pomieszczeniu, a gospodynię Walerię Pokropek wzięli na przesłuchanie. Dzielna kobieta wszystkiemu zaprzeczała, a Niemcy tak
ją skatowali, że ledwie przeżyła. Dzień później, ksiądz Kawiecki wywiózł ciężko pobitą kobietę w nieznanym kierunku. Na
szczęście gospodyni przeżyła i wróciła po pewnym czasie, jeszcze podczas okupacji. Służyła księdzu, aż do jego śmierci.
Jesień życia
Ksiądz Franciszek mieszkał do końca życia w swoim pokoju, w starej plebanii. Opiekowała się nim cały czas Waleria Pokropek,
natomiast opiekę medyczną zapewniała doktor Jadwiga Kozłowska i pielęgniarka Antonina Gzyra Jakubicz, obie panie z Brwinowa.
Ksiądz Franciszek Kawiecki zmarł 14 marca 1964 roku w wieku 77 lat. Pochowany jest na brwinowskim cmentarzu, obok swojej
matki, brata i siostry.
Post scriptum
Brwinów – Marzec 2014.