powrót do strony tytułowejO rodzinie Kawieckich i nie tylkoGalerie zdjęć

Ks. Franciszek Kawiecki
Proboszcz parafii św. Floriana w Brwinowie
40 lat duszpasterzowania 1919 - 1958
Wspomnienie



W marcu bieżącego roku przypada 50 rocznica śmierci księdza proboszcza, zatem godne jest przypomnienie jego sylwetki, albowiem Franciszek Kawiecki był nie tylko wieloletnim proboszczem brwinowskiej parafii i niezwykle szlachetnym człowiekiem, lecz także nauczycielem, znanym społecznikiem, oraz tym, który zastał w Brwinowie kościół drewniany a zostawił murowany.
Ksiądz Franciszek Kawiecki urodził się 14 sierpnia 1886 roku w Warszawie. Jego rodzice - Marcjanna z Kiejczów i Ignacy Kawieccy posiadali ośmioro dzieci, czterech chłopców i cztery dziewczynki. Jest wiadomo, że ojciec księdza mieszkał od 1872 roku w Warszawie, a w roku 1884 przeprowadził się wraz rodziną na ulicę Wiejską 11, gdzie dwa lata później przyszedł na świat przyszły proboszcz Brwinowa.
Nie wiadomo, gdzie ksiądz chodził do szkół i gdzie kończył gimnazjum, zapewne również w Warszawie. Wiadomo natomiast, że w roku 1905 wstąpił do Seminarium Metropolitarnego, a 5 lat później otrzymał święcenia kapłańskie. Od roku 1910 - do 1912 był wikarym w parafii w Tomaszowie Rawskim (dziś Mazowieckim,) później w parafii w Żyrardowie. W roku 1914 został proboszczem we wsi Dobra, w małej wiosce położonej między Łodzią a Strykowem.
Rok po zakończeniu I wojny światowej ksiądz Kawiecki przybył do Brwinowa, i mając zaledwie 33 lata objął probostwo po zmarłym księdzu Stefanie Sikorskim.
Z chwilą nastania, ksiądz zyskał od razu sympatię brwinowskich parafian, między innymi, dlatego, że jego homilie były nietradycyjne. Mówiło się, że trafiały do wszystkich, nawet do prostego ludu. Innowacją również było to, że ksiądz wplatał niekiedy polskie słowa w trakcie celebracji mszy świętych, które odprawiano tylko po łacinie, a także częste odprawianie mszy nie przy głównym ołtarzu, lecz przy ołtarzach bocznych. Było to, jak na owe czasy bardzo nowatorskie.
Tego samego roku, tj. w 1919, ksiądz Kawiecki znalazł na plebanii pośród starych dokumentów nieduży, wyblakły skrawek pergaminu. Widniał na nim prawie nieczytelny tekst łaciński. Jednakże księdzu udało się przetłumaczyć małą wzmiankę, że: … we wsi Brwinowo nie ma parafii ani kościoła… msze święte w stodole odprawują. Ta informacja pochodzi od śp. prof. Kazimierza Elwertowskiego, nauczyciela i mieszkańca Brwinowa, który widział tenże dokument. Niestety, pergamin gdzieś zaginął. Według księdza Kawieckiego i prof. Elwertowskiego był to urywek odpisu (kopii) donacji książęcej Konrada I Mazowieckiego pochodzący z 1223 roku. Książe nadał wówczas biskupom poznańskim prawa własności do trzech mazowieckich wsi, między innymi wsi Brwinowo.
Ale to nie koniec niespodzianek. Również tego samego roku, w sąsiednim Milanówku powołano nową szkołę. Było to Humanistyczne Gimnazjum Koedukacyjne. Księdzu Kawieckiemu zaproponowano nauczanie religii we wszystkich klasach, oraz języka łacińskiego w klasie IV. Propozycja została przyjęta. Warto dodać, że w tym samym gimnazjum i w tym samym czasie uczyły trzy mieszkanki Brwinowa, panie - Jadwiga Warnkówna, Maria Poczobutowa i Stanisława Członkowska.
Z czasem ksiądz stał się na tyle osobą popularną, że zaczęto zapraszać go do brwinowskiego towarzystwa. Ponieważ lubił grać w szachy bywał często w dworku Bartkiewiczów, natomiast w skata grano początkowo w pałacu Wierusz Kowalskich, a potem u wójta Stanisława Kowalewskiego. Były również domy nielubiane. Do takich należał dom Lilpopów w Wilhelmowie, potem w Stawisku, do przesady udekorowane zwierzęcymi głowami. Księdza awersja do tych domów znana była powszechnie, albowiem wiadomo było, że proboszcz kochał zwierzęta i nie znosił myśliwskich trofeów.
Od 1920 roku ksiądz Kawiecki pełnił w gminie Helenów, później Brwinów, funkcję Prezesa Dozoru Szkolnego. Była to gminna struktura przypominająca dzisiejszą Komisję Kultury, Oświaty i Sportu. Funkcję te piastował do września 1939 roku. Warto dodać, że ksiądz posiadał na plebanii nieźle wyposażoną bibliotekę. Niektóre pozycje zachowały się nawet do dziś i znajdują się w bibliotece parafialnej.

Historia budowy kościoła św. Floriana

W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, proboszcz Kawiecki ogłosił publicznie pomysł zbudowania nowego, murowanego kościoła. Parafianie i władze lokalne odnieśli się do tego życzliwie. Plac, na którym stał dotychczasowy drewniany kościółek był niewielki, tak, że nowy obiekt zaczęto projektować w ten sposób, by nie naruszyć harmonijnego układu otoczenia.
Budową kościoła zajął się inżynier Mieczysław Wołkowiński, architekt z Warszawy. Wiosną 1927 roku jego projekt wystawiono na tablicy ogłoszeniowej, tuż przed kościołem i każdy mógł zobaczyć jak będzie wyglądała przyszła, brwinowska świątynia. Niestety, projekt od samego początku wzbudzał kontrowersje wśród wielu parafian. Spotkał się nawet z dezaprobatą kilku brwinowskich radnych. Ogólnie chodziło o to, że mieszkańcom nie podobała się zewnętrzna bryła kościoła - była według nich zbyt prosta, ciężka i za duża. Jednakże mimo licznych protestów projekt przeszedł bez poprawek i został zrealizowany.
18 maja 1927 roku odbyło się przed starym kościółkiem uroczyste nabożeństwo i wmurowanie kamienia węgielnego. Mszę koncelebrował ksiądz proboszcz Franciszek Kawiecki, pomysłodawca i inicjator budowy, oraz czterech zaproszonych księży. Początkowo wszystko wskazywało, że nic się nie może przeciwstawić tak zbożnemu celowi. Tymczasem w 1929 roku cały kapitalistyczny świat ogarnął gigantyczny kryzys finansowy. Na giełdach światowych, oraz w kraju zapanował krach i galopująca inflacja. Wartość złotówki spadała z dnia na dzień, szalało bezrobocie i w konsekwencji pojawił się głód. Ksiądz Kawiecki widząc, co się wokół dzieje śpieszył z robotami, by uciec przed rosnącymi cenami, lecz niestety to się nie udało. Otrzymane z gminnej kasy spore dotacje, oraz zebrane pieniądze od parafian, szybko straciły na wartości i rozeszły się w lot. Prace budowlane trzeba było wstrzymać.

Nowe szanse pojawiły się dopiero po 2 latach. Oto właściciele brwinowskich dóbr - rodzina Wierusz Kowalskich - zaoferowała pomoc i przekazała na kościół 5 tysięcy złotych. Było to sporo. Jednak ze względów na chybotliwe ceny, plan budowy rozłożono na kilka etapów. W pierwszym etapie przystąpiono do wykończenia wysokiej wieży z dwoma dzwonami. W drugim przystąpiono do budowy bocznych naw. Pomysł tej budowy okazał się dosyć ciekawy - otóż mury tak budowano, by nowe otwory okienne wypadały na wprost witraży istniejącego kościółka, zatem wewnątrz było widno. W trzecim etapie zbudowano przedsionki, zakrystię i prezbiterium.
Stary kościółek czynny był cały czas. Wszelkie uroczystości kościelne, w tym msze, chrzty, śluby i pogrzeby przebiegały bez zakłóceń. Taki stan trwał aż 10 lat, czyli do zakończenia budowy, to jest do końca 1937 roku. Moja mama czasami wspominała, że kiedy w 1931 roku szła do ślubu, wszyscy wchodzili do kościółka gęsiego, po grubej, szerokiej desce tuż nad głębokim wykopem.
Otrzymane pieniądze nie pokryły wszystkich wydatków, przeto ksiądz Kawiecki szukał w dalszym ciągu osób zamożnych, szczodrych i filantropijnych, i … znalazł. Była to również mieszkanka Brwinowa - pani Alicja Mińska, niezwykle zamożna osoba, współwłaścicielka dziennika „Kuriera Warszawskiego” i przyjaciółka Zygmunta Bartkiewicza. To za jego namową pani Mińska ufundowała komplet drzwi, 15 witraży i duży zegar na wieży. Koszty były niebagatelne.
Z wyposażenia starego kościoła pozostało prawie wszystko, między innymi cztery zabytkowe ołtarze boczne - św. Floriana, św. Stanisława, św. Antoniego i św. Rocha; ołtarz główny pochodzący z pierwszej połowy XVIII wieku z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej w sukni z blachy srebrnej, a także ambona rokokowa zwieńczona figurą św. Andrzeja Apostoła; barokowa nastawa chrzcielnicy z grupą rzeźb przedstawiających chrzest Chrystusa pochodząca z XVIII wieku, oraz dwa krucyfiksy późnogotyckie pochodzące z XVI i XVII wieku. Warto dodać, że jednym z najstarszych zabytków kościoła jest kamienna kropielnica, która stoi opodal głównego wejścia. Proboszcz Kawiecki wspominał, że pochodzi z XIV wieku.
Podczas budowy przeniesiono z wnętrza kościoła dwa bardzo stare, murowane grobowce należące do brwinowskich kolatorów - wymarłej rodziny szlacheckiej Zerków i rodziny Kazimierza hrabiego Kotowskiego, radcy Księstwa Warszawskiego i Marszałka Sejmiku Błońskiego. Prochy zmarłych, oraz nagrobne klepsydry przeniesiono do krypt pod kościołem. W okresie pogodnego lata 1937 roku cieśle rozebrali całkowicie drewnianą konstrukcję dachową i przystąpili do stemplowania i deskowania szalunku pod żelbetowy strop kasetonowy. Trzeba nadmienić, że przy wszystkich pracach ciesielskich i budowlanych wykorzystywano drewno ze stopniowo rozbieranego kościółka.
Gdy wreszcie wylano beton i stwardniał strop, robotnicy przystąpili do rozbiórki pozostałych, drewnianych ścian. Potem murarze przystąpili do wykańczania i tynkowania obszernego wnętrza. Nowy kościół, w porównaniu z innymi na Mazowszu odznaczał się wybitnie dużymi witrażami i niezwykłą jasnością wnętrza. Okazało się również, że posiada dobrą akustykę i ma starannie zaprojektowaną wentylację. W stropach, do dziś znajdują się cztery otwory z kratkami wentylacyjnymi nad prezbiterium i czterema kratkami w dużym suficie. Ta wentylacja posiadała ciąg naturalny i była wyprowadzona na poddasze, a z prezbiterium ponad dach, na zewnątrz. Dach kościoła pokryto ciemnowiśniową dachówką, tzw. holenderką, a obecnie blachą cynkową.

Człowiek wielkiego serca

Podczas niemieckiej okupacji niewielu było ludzi, którzy nieśli pomoc i ratunek brwinowskim Żydom. Ludzie bali się, bo wiedzieli, co za to grozi. Jednak znaleźli się i tacy, którzy ryzykując własnym życiem i życiem swojej rodziny ratowali Żydów od niechybnej śmierci. Bez wątpienia należał do nich ksiądz Franciszek Kawiecki, który z pomocą swojej siostry Zofii uratował starszą Żydówkę i jej wnuczkę. Pomagał w tym ksiądz Jan Górny, późniejszy proboszcz parafii św. Kazimierza w Pruszkowie.
Pod koniec 1943 roku na brwinowskiej parafii wydarzył się dramatyczny incydent. Pewien szmalcownik, polski kolejarz, wraz ze swoim sąsiadem volksdeutschem donieśli na księdza proboszcza, że przechowuje Żydów. Obaj mieszkali na tak zwanym „Żabim Skrzeku”, czyli w rejonie ulic Żółwiej i Żurawiej.
Zaraz po donosie, brwinowskie Schupo zrobiło nalot i rewizję w całej plebanii. Żandarmi zamknęli księży w osobnym pomieszczeniu, a gospodynię Walerię Pokropek wzięli na przesłuchanie. Dzielna kobieta wszystkiemu zaprzeczała, a Niemcy tak ją skatowali, że ledwie przeżyła. Dzień później, ksiądz Kawiecki wywiózł ciężko pobitą kobietę w nieznanym kierunku. Na szczęście gospodyni przeżyła i wróciła po pewnym czasie, jeszcze podczas okupacji. Służyła księdzu, aż do jego śmierci.

Jesień życia

Ksiądz Kawiecki był proboszczem do 1958 roku, czyli przez 40 lat. To ewenement. Nikt spośród proboszczów, w całej Archidiecezji Warszawskiej nie pełnił tak długo tej funkcji. To świadczy niezbicie, że był kapłanem bardzo cenionym przez warszawskich biskupów i pewnie gdyby dopisywało mu zdrowie, dalej niósłby słowo boże, jako proboszcz. Tymczasem, w 1957 roku jego stan zdrowia nagle pogorszył się. Proboszcz zachorował na serce i nie mógł dalej pracować, także rok później, mając 72 lata przeszedł na zasłużoną emeryturę, a nowym proboszczem został Tadeusz Zakrzewski.
Ksiądz Franciszek mieszkał do końca życia w swoim pokoju, w starej plebanii. Opiekowała się nim cały czas Waleria Pokropek, natomiast opiekę medyczną zapewniała doktor Jadwiga Kozłowska i pielęgniarka Antonina Gzyra Jakubicz, obie panie z Brwinowa.
Ksiądz Franciszek Kawiecki zmarł 14 marca 1964 roku w wieku 77 lat. Pochowany jest na brwinowskim cmentarzu, obok swojej matki, brata i siostry.

Post scriptum

Ksiądz Franciszek Kawiecki był bez wątpienia postacią wyjątkową. W czasie zawieruchy dziejowej był orędownikiem ciągłości tradycji i pamięci narodowej, a jego osobista postawa dawała ludziom otuchę i wiarę w przetrwanie. Ksiądz Kawiecki pozostawił po sobie trwały ślad w sercach i umysłach wielu brwinowskich pokoleń, albowiem niósł nie tylko słowo boże, lecz także dawał ludziom przykład patriotyzmu i niezwykłej odwagi. Teraz, z perspektywy prawie całego wieku widać jak znaczną rolę odegrał w życiu brwinowskiej społeczności.

Grzegorz Przybysz
Brwinów – Marzec 2014.